Ruszyliśmy piechotą z Jabłonki. Na granicy między Piekielnikiem i Czarnym Dunajcem odbyła się bardzo charakterystyczna scena. Oglądając słup graniczny czerwono-biało-zielony, z napisem "Magyarország, Árva vármegye" (Węgry, Żupaństwo orawskie), byliśmy obaj wzruszeni. Mnie się serce ścisnęło i żal mi było opuścić ziemię węgierską. Dzisiaj nie pojmuję dokładnie, jak się to mogło stać, bo przecież nie pierwszy raz przechodziłem wtedy granicę, a nigdy mi tak dziwnie nie było. Nastrój ten wywołać musiała nasza poważna rozmowa o polityce, bośmy właśnie ustawę szkolną hr. Apponyi’ego krytykowali. Logicznie biorąc rzecz pod uwagę, powinniśmy byli z radością opuszczać ziemię węgierską po takiej rozmowie, a tu przeciwnie było. Musiało to pochodzić z wielkiego przywiązania do rodzinnej ziemi. Uklękliśmy i ze łzami w oczach ucałowaliśmy nasze ukochane zagony. Ledwieśmy byli parę kroków za granicą, tęsknota się powiększyła. Stanęliśmy i żegnając uroczyście dolinę Orawy, zaśpiewaliśmy po madziarsku: "Z Bogiem granico drogiej Ojczyzny". Wrażenie tego śpiewu było tak wielkie, żem się po skończeniu czuł Madziarem do kości. Był to wynik nauki szkolnej, która za główne zadanie miała nie wychowanie i nauczanie, ale przerabianie każdego niemadziara na ostatniego renegata swojego narodu. Takim spotwarzonym synem matki-Polki byłem i ja, po skończonej maturze. Niepokój wewnętrzny i wyrzuty sumienia z powodu pogardzania swą narodowością (chociaż się to dosyć często zdarzało po 1906 roku), były zanadto słabe, aby tonącą duszę polską uratować (Ferdynand Machay, Moja droga do Polski).

pieniny podhale spisz orawa stanisław figiel jarosław swajdo.

TU JESTEM     CYTATY     KSIĄŻKI     CZYTELNIA     GALERIE     VARIA     LINKI     KONTAKT     HOME     projekt i wykonawstwo strony js